skąd Arnie i Gilbert Grape wiedzieli kiedy przyjadą turyści ? żeby akurat Gilbert spotkał Pan Lamsona po odbiorze tortu i Betty Carver kiedy był z Becky ? ich dom naprawdę spłonął czy to tylko efekty specjalne ? warto zapoznać się z niezrozumiałym słownictwem kaszalot to największy z wielorybów.
Po obejrzeniu filmu można zorientować się, że samochody z przyczepami przyjeżdżały tamtędy każdego roku, więc wystarczyło siedzieć cały dzień i czekać . W małym, pustym miasteczku nie trudno jest spotkać znajomą osobę, a uważając na biologi w szkole chyba każdy wie, czym jest kaszalot. Co do domu, to w tamtych czasach nie było tak dalece posunietych efektów specjalnych, więc oczywiste, że dom spłonął na prawdę.
To, że Gilbert natyka się wciąż na osoby na które w tej konkretnej sytuacji nie chciałby się natknąć potęguje dodatkowo wrażenie, że jest on wręcz osączony. Cokolwiek chciałby zrobić, gdziekolwiek się ruszyć, z kimkolwiek porozmawiać zawsze wyjdzie to na jaw, bo miasteczko, w którym się znajduje jest pułapką. A dom, cóż, co za różnica dla filmu czy płonie naprawdę. Choć akurat w tamtych czasach to była jedyna możliwość, nie było efektów specjalnych
Jak to nie było? A te wszystkie filmy sci-fi, które dostały nagrody i stały się kultowe za efekty specjalne, jak "Gwiezdne Wojny" czy "Terminator"? O czym Ty pieprzysz... w tamtych czasach nie było efektów specjalnych? Jak lata 80. oraz 90., to okres największego rozwoju efektów... A choćby "Forrest Gump", "Titanic"? Efekty specjalne są tak samo stare, jak kino, tylko niegdyś nie stosowano tak intensywnie CGI, które jest rakiem dzisiejszego kina.
Zaraz, zaraz. Chcesz powiedzieć, że ekipa filmująca Gwiezdne Wojny tak na prawdę nie poleciała do innej galaktyki na okres zdjęciowy??!
Ludzie o co wam w ogóle chodzi? Chcecie porozmawiać o filmie czy się kłócić? Dom podpalono i nagrano pożar, to oczywiste. Po co mieli wydawać pieniądze na, marne i tak wówczas, efekty specjalne, skoro mogli mieć prawdziwy pożar. Prawdziwe arcydzieła wyróżnia prostota ich budowy.
Kto się kłóci? Facet pisze głupoty, to się go pytam, jak nie było wtedy efektów specjalnych, jak wymieniłem sporo filmów, które z nich słyną. Zresztą efekty specjalne są tak stare jak kino. Pisanie przy filmie z niemalże połowy lat 90., który jest z tego samego roku, co "Jurassic Park", że wtedy nie było efektów specjalnych to wierutne bzdury. Ty też teraz gadasz "marne i tak wówczas efekty specjalne". Wy widzieliście jakieś filmy z tego okresu? Bo zaraz się może okaże, że były nieme albo czarno-białe...
Jakość efektów zawsze wiąże się z budżetem filmu. Jurassic Park z tamtego okresu, czy obcy już dwie dekady wcześniej, to były filmy których podstawą były efekty specjalne. Co gryzie Gilberta... jest dramatem, historią z codziennego życia człowieka. Tu efekty są zbędne, niepotrzebne, a wręcz, uważam, że wyglądałyby śmiesznie i psuły obraz. Nie spinaj się tak, szkoda zdrowia. losiek 451, faktycznie popełnił/a błąd pisząc, że efektów nie było, a co do mojego zdania, efekty nawet dzisiaj potrafią być marne. Wszystko jak mówiłem opiera się o budżet, a w takim filmie jak Co gryzie... marnowanie kasy na efekty które można uzyskać naturalnymi sposobami, byłoby głupotą.
Ale w "Gilbercie" nigdzie nie widać również, by cokolwiek było wątpliwej jakości. Budżet budżetem, ale nie wiem skąd tu się wzięła dyskusja na temat efektów specjalnych lub ich marności, skoro w tym projekcie ich prawie nie było w ogóle, zaś w tamtym okresie to była złota era efektów specjalnych, bo łączono praktyczne, jak i komputerowe, które i tak są lepsze niż współczesne. Porównajmy ostatnie Marvele, czy DC z "Jurassic Park", czy "Terminator II". 30 lat, a przepaść gigantyczna, na korzyść tych kultowych tytułów. Więc gadanie o "marności" efektów z tamtej epoki, czy ich braku, bo "wtedy nie istniały" to opowiadanie kompletnych bzdur pokroju Januszów, czy Sebów, twierdzących, że w latach 30-50. mieli słabe komputery, to były słabe filmy.